Zaczął się niby normalnie, a siedziałem przed domem,
Kiedy na dachu wylądował ptak wielkości żaglowca.....
Nie byłem tym zdziwiony tylko tym, że bez wcześniejszej zapowiedzi,
Bo na ogół dawał mnie telepatyczną wiadomość z terminem przylotu.
Widocznie coś się stało, a więc czekałem na niego z niecierpliwością,
Jego szpony były wielkości tego drzewa, kojarzył mi się z tym Rokiem.
Z jednej podróży Sindbada Żeglarza, opowieści o porwaniu,
Otworzył dziób na powitanie i jak gdyby się zaśmiał z Roka?.
Czytaliśmy sobie w myślach, tak jak stali przyjaciele, ale spoważniał,
Dał mi znać, że się spieszy i rozpostarł jedno skrzydło do przymiarki.
Jak krawiec przystąpiłem do pomiarów, a on poprawiał telepatycznie,
Wreszcie szkielet był gotowy i zabrał go jak belkę w szpony i mnie.
Była to dla mnie zawsze fascynująca podróż jak w nieznane,
Mieszkałem na stałym lądzie, a my mijaliśmy kolejne wyspy.
Wreszcie dotarliśmy do celu dość dalekim jak na oceanie,
Na pewno tu nie byłem, a on to potwierdzał, byłem ciekaw.
Wylądowaliśmy na dużej polanie, tam gdzie czekała już jego wybranka,
Od razu przystąpiłem do usztywnienia, patrzyła na mnie z wdzięcznością.
Nie wiedziałem jak im to powiedzieć, a on wiedział, że coś blokuję,
Więc się otworzyłem, a on mi powiedział, że był na to przygotowany.
Łatwo można było coś sztucznego nam wyprodukować,
Ale gorzej, gdy coś miało się zrosnąć w sposób naturalny.
Widziałem jego oczekiwanie, więc go uspokoiłem, że zostanę do końca,
Miałem więc czas aby się tu rozejrzeć po wyspie i wtedy się zdumiałem.
Była to wyspa słynna jak u nas Atlantyda i wybiegli mieszkańcy,
Nie posługiwali się telepatycznie i zachowywali się jak dzieci.
Byli mozaiką genetyczną pozostawioną jak u nas wyspy Galapagos,
Szybko się nauczyłem ich języka, co ich zdumiało, ale na krótko.
Tak w ogóle to nie myśleli tylko bawili się w 'tu i teraz',
Część z nich była człekokształtna i mieszaniną gatunków.
Większość tych cech można było rozpoznać w tych na lądzie,
Ale mieszanina różnych połączeń była zaskakująca, a mimika?
Śmiałem się razem z nimi i bawiłem dobrze, a skrzydło przyrastało,
Na moje podejrzenia odpowiadał twierdząco, tak, że to sprawka DNA!
Może tworzyć wszystko połączeniu i bez podziału na gatunki,
One są jak klocki lego, które łączą się ze sobą i każdy z każdym.
Śmiał się ze mnie, że aż strach mnie ogarnął na myśl, co by było,
Gdyby się przenieśli jakimś sposobem na kontynent, zrozumiałem!
Byli oni oboje strażnikami tego eksperymentu i tylko wypadek,
Oraz zaufanie i przyjaźń zdecydowała, by mnie tą wyspę pokazać.
Byłem wdzięczny i starym zwyczajem wymieniliśmy się energią,
To był dawny zwyczaj wymiany prymitywnej energii pieniędzy....
A swoją drogą już po obudzeniu się ze snu zrozumiałem,
Skąd takie bogactwo fantazji biorą pisarze sf jak J. Verne.
Kiedy na dachu wylądował ptak wielkości żaglowca.....
Nie byłem tym zdziwiony tylko tym, że bez wcześniejszej zapowiedzi,
Bo na ogół dawał mnie telepatyczną wiadomość z terminem przylotu.
Widocznie coś się stało, a więc czekałem na niego z niecierpliwością,
Jego szpony były wielkości tego drzewa, kojarzył mi się z tym Rokiem.
Z jednej podróży Sindbada Żeglarza, opowieści o porwaniu,
Otworzył dziób na powitanie i jak gdyby się zaśmiał z Roka?.
Czytaliśmy sobie w myślach, tak jak stali przyjaciele, ale spoważniał,
Dał mi znać, że się spieszy i rozpostarł jedno skrzydło do przymiarki.
Jak krawiec przystąpiłem do pomiarów, a on poprawiał telepatycznie,
Wreszcie szkielet był gotowy i zabrał go jak belkę w szpony i mnie.
Była to dla mnie zawsze fascynująca podróż jak w nieznane,
Mieszkałem na stałym lądzie, a my mijaliśmy kolejne wyspy.
Wreszcie dotarliśmy do celu dość dalekim jak na oceanie,
Na pewno tu nie byłem, a on to potwierdzał, byłem ciekaw.
Wylądowaliśmy na dużej polanie, tam gdzie czekała już jego wybranka,
Od razu przystąpiłem do usztywnienia, patrzyła na mnie z wdzięcznością.
Nie wiedziałem jak im to powiedzieć, a on wiedział, że coś blokuję,
Więc się otworzyłem, a on mi powiedział, że był na to przygotowany.
Łatwo można było coś sztucznego nam wyprodukować,
Ale gorzej, gdy coś miało się zrosnąć w sposób naturalny.
Widziałem jego oczekiwanie, więc go uspokoiłem, że zostanę do końca,
Miałem więc czas aby się tu rozejrzeć po wyspie i wtedy się zdumiałem.
Była to wyspa słynna jak u nas Atlantyda i wybiegli mieszkańcy,
Nie posługiwali się telepatycznie i zachowywali się jak dzieci.
Byli mozaiką genetyczną pozostawioną jak u nas wyspy Galapagos,
Szybko się nauczyłem ich języka, co ich zdumiało, ale na krótko.
Tak w ogóle to nie myśleli tylko bawili się w 'tu i teraz',
Część z nich była człekokształtna i mieszaniną gatunków.
Większość tych cech można było rozpoznać w tych na lądzie,
Ale mieszanina różnych połączeń była zaskakująca, a mimika?
Śmiałem się razem z nimi i bawiłem dobrze, a skrzydło przyrastało,
Na moje podejrzenia odpowiadał twierdząco, tak, że to sprawka DNA!
Może tworzyć wszystko połączeniu i bez podziału na gatunki,
One są jak klocki lego, które łączą się ze sobą i każdy z każdym.
Śmiał się ze mnie, że aż strach mnie ogarnął na myśl, co by było,
Gdyby się przenieśli jakimś sposobem na kontynent, zrozumiałem!
Byli oni oboje strażnikami tego eksperymentu i tylko wypadek,
Oraz zaufanie i przyjaźń zdecydowała, by mnie tą wyspę pokazać.
Byłem wdzięczny i starym zwyczajem wymieniliśmy się energią,
To był dawny zwyczaj wymiany prymitywnej energii pieniędzy....
A swoją drogą już po obudzeniu się ze snu zrozumiałem,
Skąd takie bogactwo fantazji biorą pisarze sf jak J. Verne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz