Trochę inne myśli

http://tamar102.bloog.pl/?ticaid=6d07d


Witam sam siebie i to na nowej stronie,
Więc sam siebie pytam co ja tutaj robię,
Co mam na niej wkleić, czy też coś pisać,
Filmy jakieś tworzyć, czy zmysły zapisać?

Ach, gdyby się tak dało nimi podzielić z innymi,
I z innymi je razem w trakcie "seksu" przeżywać,
Niestety Internet na to jeszcze nie zezwala i nie można,
Jak samemu i za kogoś orgazmu twórczości przeżywać,
Ale trochę szkoda!

Animal story.

#
JAK SIĘ CZUJĘ - WISŁAWA SZYMBORSKA

Kiedy ktoś zapyta, jak się dziś czuję
Grzecznie mu odpowiem, że dobrze, dziękuję.
To, że mam artretyzm, to jeszcze nie wszystko,
Astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką.
Puls słaby, krew moja w cholesterol bogata...
Lecz dobrze się czuję, jak na moje lata.

Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,
Choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez bezsenność bardzo się morduję,
Ale przyjdzie ranek...znów się dobrze czuję.
Mam zawroty głowy, pamięć "figle" płata,
Lecz dobrze się czuję, jak na swoje lata.

Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi.
Że kiedy starość i niemoc przychodzi,
To lepiej zgodzić się ze strzykaniem kości
I nie opowiadać o swojej starości.
Zaciskając zęby z tym losem się pogódź
I wszystkich wkoło chorobami nie nudź!

Powiadają: "Starość okresem jest złotym".
Kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym...
"Uszy" mam w pudełku, "zęby" w wodzie studzę.
"Oczy" na stoliku, zanim się obudzę...
Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
"Czy to wszystkie części, które się wyjmuje?"

za czasów młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były biegi, skłony i przysiady.
W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało,
Żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą...
A teraz na starość czasy się zmieniły,
Spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

Dobra rada dla tych, którzy się starzeją:
Niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną rano, "części" pozbierają,
Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają.
Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,
To znaczy, że ZDROWI I DOBRZE SIĘ CZUJĄ


Oda do ciasta
Raz sobie niegrzeczny paluszek,
Wsadzał się byle gdzie i byle jak,
/Jak to świntuszek.../

Za pierwszym razem, w garnuszek,
Ale zaraz potem pomiędzy te drzwi,
I trzeba go było trzymać - w wodzie!
/no dobra - zamiast, gdzie indziej/

No i o głodzie przez kilka następnych dni,
Więc zawsze się gdzieś tam przepychał,
Gdzie go nie chciano, a gdzie było pełno!
To ciągle przerosłe rozpulchnione ciasto...
/Jak to świntuszek.../

Wsadził się kiedyś do świeżego ciasta,
I ciasto przestało jak dawniej wyrastać,
Za to brzuchy kucharek jeszcze jak....
/Jak to? Pytają ludzie: od ciasta?

No i ktoś powiedział, że z tego będzie nie zły gips,
Czy coś jak zakalec, że całkiem smaczny malec
  Za to tłuściutki jak palec, ale niestety sąsiada /gips/



Ej!
Proszę Pana! Niech mię Pan broni!
Przed panem, co biegnie tuż za mną!

-Nie widzę, żeby ktoś za Panią biegł.

Nie? No to dzięki Panu, no nie?
Pan taki miły kuracjusz, no nie?

-„Niechże Pani da posłuchać tego grajka,
Co gra i śpiewa przed pijalnią, znam go,
Od lat, bo ja też kiedyś już sam śpiewałem,
Więc i marne zdanie o nim mam i miałem,
Ale teraz wolę jego posłuchać niż Panią!
A już szczególnie te Pani urocze: no nie”

Kurde?,
Jak to się zaraz udziela, no nie?
P.S.
Tyle się angielskiego u nas udomowiło,
A w naszym kraju, zamiast tego „no nie”,
To angielskie „well” też jakoś byłoby miło,
Nawet już zapomniałem, jak się to well pisze!
 „no nie”,
ale tego to już za wiele!
                         No nie?





Czy to tylko uczonym ten świat wybuchł,
Jak na początku istnienia swojej drogi,
Czy tak jak dziecko się z nami urodził,
Pozostawiając porodu w nas pierdnięcia echo?

Czy też z orgazmem podobnej do naszej drogi przychodzi,
I wybuchem jak z fontanny wytryskiem mocy też dążenia,
Żarem buchającym z naszych spoconych splecionych ciał?

Wtedy usłyszałem i jak gdyby z oddalenia,
Twoje słowa łapczywe: jeszcze, jeszcze..

I zaraz potem, coś mi nagle zmysłami kazało,
Wyrwać się z tej głębi Stworzenia i kosmosu,
I spłynąć jak po powierzchni wzburzonych fal,
Naszych drgających wzdłuż odpływu spoconych ciał,
To wtedy poczułem się jak wodospad spływającej wody,
Co nareszcie znalazł spokój spływu swojej Jaźni wód,

Ach!

Gdyby to trwało dłużej i zatrzymać, to bym mógł..jeszcze..

Czy to tak właśnie nasz świat się narodził? Zapewne tak.

Ale teraz już nareszcie zasnąć spokojnie mogę, och już...

Kochanie jak było?

Wspaniale, to ego już może iść spać?




Rozmowy w parku na ławce:


Ona:
Przepraszam Pana, kocham Pana, a Pan?
On:
Ja kocham się sam!
Ona:
Chyba źle zrozumiałam, mnie to nie przeszkadza..
On:
Ja na 'zabiegi' chodzę sam!
Ona:
Przepraszam, taka jestem zabiegana, idę na zabiegi, a Pan?
On:
Leczę się z tej przypadłości sam!
Ona:
Taka jestem 'o' i na palona, a Pan?
On:
Też będę opalony, bo już na wiosnę czas!
P.S.
Coś się w klimacie  naszym zmieniło,
Trzeba też sprawdzić to u ptaszków.
Czy ten, co to w parku nam śpiewa?
                       To ptak samczyk, czy jego partnerka?




Opowiem Wam! Jako dorosłym dzieciom,
Bajkę o tym, jak takie małe ziarno grochu,
Wypadło z olbrzymiej wypiętej rymu zupy!

Szybko się zagnieździło, wyrosło i zakwitło,
Ale jak sami już wiecie, Calineczką nie było!

A, że do spodni wrócić z powrotem nie mogło,
                         To za to rymowało się do przysłowiowej zupy!
                           
                    Kto to wie, czy z takiej samej,
                    Kosmicznej my nie pochodzimy?




Skakała sobie ropucha, na jednej nodze,
Bo drugą zgubiła nieszczęsna po drodze,
I zamiast skakać prosto jak po sznurku,
Kółka tak robiła rechocąc na podwórku!

Jak teraz wyprostować, tą drogę ropusze?
Nie mogąc odnaleźć i zagubioną snu ciszę,
Jak wytłumaczyć drugi wymiar - niebodze,
By odnalazła to, co już zgubiła na drodze,
Coś z 3D zrozumiała i na prostej drodze!

Nie ma i też puenty do nieszczęsnej bajki,
Bo to też i ona sama składa się dla dzieci:

                                         /Jedynie ku pamięci „DZ” polskiego/




Nie jedna pani, dla niejednego pana,
Była pożądana, później nie chciana!
Nuda, to te przeciwieństwo radości!
A złość?, to przeciwieństwo miłości!

I tak nuda samotna, zostaje często sama!
/ku pamięci Sztaudyngera Jana/




Kochanie! Rozpalasz mi burzę zmysłów!
„Już teraz? Patrz stertę garów mam, no i ten,
Brudny fartuch co na sobie mam i poczekaj,
Nie możesz, już zaraz w tej chwili przestań!’
Pewnie zaraz wejdzie sobie ktoś"..............

*
                         ‘A teraz leżysz? Kto te gary skończyć ma?’



Raz mama Krystynka, wściekała się na synka,
Że się w ogóle urodził, jak na drugiego synka,
Że nie rozumiał i na córkę, że po wsi chodzi,
Na psa, że na nią naszczekał i na swoja mamę,
Że nic nie mówiła, na łatkę, że była w spodniach.

Tak jak i na tatkę, że przychodzi rano i na siano,!
Że nie było zgrabione i na kuzynkę, że płakała,
Oraz na to, co nie było warto, czyli na świnkę,
Że za nią chodziła i chrumkała i co tą chwilkę.

A przy tym, gdy się wściekała, to też i troszkę,
Popłakiwała drobinkę, a podobno z tej drobinki,
Wody w rzece przybywało, a od krzyku i płaczu,
Ptaki się płoszyły na łące i wilki wyły też w lesie.

Straż sama przyjeżdżała i pożar gasiła polewając:
Wszystko i tak jak leci i po drodze, a tylko synek!
Nic sobie z tego nie robił, siedział i się uśmiechał..
Tylko po to, by już za chwilę do sąsiadki skoczyć!

By te małe Krystynki do mamy podobne płodzić!
I za to wściekała się najbardziej i że się urodził!
Za to, gdy pomyślała co będzie? Jak te wnuczki,
Zaczną chodzić i rodzić! Wiedząc o tym dobrze:

‘Że jeszcze się żaden taki synek nie urodził,
Co by swej mamie we wszystkim dogodził?

/ku pamięci panny Krysi W.Młynarskiego/



Co tak różni wiarę, od wiedzy?

Wiara może odkryć głupotę,
A wiedza może ją ośmieszyć.
Lepiej, gdy to wiara uwierzy,
Że wiedza jest nieskończona,
I przestanie wierzyć rozumem

Lepiej niech sama uwierzy w nieskończoność bytu!
Wiedzy Kosmicznego Umysłu, a nie pośredników!

 
ANEKS DO " PICIA "

- Lekarz pije na zdrowie
- Matematyk na potęgę
- Grabarz na umór
- Bankowiec na kredyt
- Polarnik na zimno
- Aptekarz po kropelce
- Filozof po namyśle
- Krawiec po naparstku
- Fryzjer do lustra
- Nurek do dna
- Anestezjolog do utraty tchu
- Kuba do Jakuba
- Jakub do Michała
- Tenisista setami
- Kolarz w kółko
- Higienista - tylko czystą
- Gastryk - żołądkową gorzką
- Lunatyk - księżycówkę
- Nocny stróż - w ciemno
- Ichtiolog - pod śledzika
- Pilot - jak leci
- Perfekcjonista - raz a dobrze
- Kamerzysta - aż mu się film urwie
- Mechanik z gwinta
- Hydraulik z grubej rury
- Medyk sądowy zalewa się w trupa
- Wędkarz zalewa robaka
- Woźnica wali końską dawkę
- Stolarz wali klina
- Żołnierz strzela lufę
- Sprzedawca paliw wali w gaz
- Stręczyciel upija się w cztery dupy
- Rolnik nawala się jak stodoła
- Egzorcysta - pije duszkiem
- Grabarz - pije na umór
- Ksiądz - pije na amen
- Laborant - pije, aż zobaczy białe myszki
- Ornitolog - pije na sępa
- Pediatra - po maluchu!
- Pilot - nawala się jak messerschmit
- Syndyk - pije do upadłego
- Wampir - daje w szyję
- Anorektyk - nie zagryza
- Astronom - ma zaćmienia
- Członkinie koła gospodyń wiejskich - piją, tańczą i haftują


#
Stary Polak chłopaków, bystrych jak sam, Polaków
Raz do siebie przyzywa i gada:
– Wyprowadźcie swe fury, naładujcie komóry,
Wreszcie ruszyć czas dupę wypada.

My z daleka od miasta, czas posłuchać i basta,
Co tam, kurde, na świecie się dzieje:
„Ruch” tu pism nie rozwozi, toż ciemnota nam grozi
I przyjezdny wprost w gębę się śmieje.

Gadać, miast, po próżnicy, jedźcie wprost do stolicy,
Niech przyjazne prowadzą was bogi.
Z wami ja nie pojadę, lecz jadącym dam radę:
Trzej jesteście i macie trzy drogi.

Jeden z waszych niech wpadnie, niech zobaczy, zgadnie,
Kto tam dobrze się ma w polityce.
Niech mi pismo przywiezie, w którym wieści są świeże,
I o krzyżu, i ekskomunice.

Drugi zaś, weźmie, nuże, pismo, które w kulturze
Jest najlepsze ze wszystkich i znane.
To piszące o kinach, o teatrach i winach.
O muzeach i tym, co jest grane.

Trzeci niechże się uda tam, gdzie piszą o cudach,
Jakie w świecie podobno się dzieją.
Pisma tego niech szuka, wielka w nim jest nauka,
Co ogrzewa człowieka nadzieją.

Bo nad wszystkie piśmidła, których mowa przebrzydła,
Tylko jedno tak jasno wciąż świeci.
Mówi, żyć jak potrzeba, kędy droga do nieba,
O umyśle, tak czystym, jak dzieci.

Stamtąd ja przed ćwierć wiekiem, gdym był młodym człowiekiem,
Mądrość życia czerpałem garściami,
Dzisiaj tutaj bytuję, lecz wciąż łzę w oku czuję,
Kiedy wrócę w czas tamten myślami.

Takie dał im wytyczne oraz rady rozliczne,
Oni wyszli i z gazem ruszyli.
Idzie jesień i zima, synów ni ma i ni ma,
Myśli ojciec: gdzieś w mieście zapili.

Po śnieżystej zamieci, do wsi fiat jakiś leci,
Szofer w ręku ma papier zszargany.
– Niech popatrzę ci w lice: pismo o polityce?
–Nie mój ojcze, to Świat jest Nieznany.

Po śnieżystej zamieci, do wsi volkswagen leci,
Szofer w ręku ma papier zszargany.
– Synu, niech się nie wkurzę, pismo masz o kulturze?
– Nie mój ojcze, to Świat jest Nieznany.

Po śnieżystej zamieci, do wsi jedzie mąż trzeci.
Jakiś papier wraz ściska i gniecie.
Lecz nim zdobycz pokazał, ojciec wieźć się rozkazał
Do Rymuszki z NŚ na dwudziestolecie.

Autor:   BYK




"Całujcie mnie wszyscy w dupę"
Julian Tuwim

Absztyfikanci Grubej Berty

I katowickie węglokopy,

I borysławskie naftowierty,

I lodzermensche, bycze chłopy.

Warszawskie bubki, żygolaki

Z szajką wytwornych pind na kupę,

Rębajły, franty, zabijaki,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Izraelitcy doktorkowie,

Widnia, żydowskiej Mekki, flance,

Co w Bochni, Stryju i Krakowie

Szerzycie kulturalną francę !

Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”

Swą intelektualną zupę,

Mądrale, oczytane faje,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item aryjskie rzeczoznawce,

Wypierdy germańskiego ducha

(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,

Werzcie mi, jedna będzie jucha),

Karne pętaki i szturmowcy,

Zuchy z Makabi czy z Owupe,

I rekordziści, i sportowcy,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Socjały nudne i ponure,

Pedeki, neokatoliki,

Podskakiwacze pod kulturę,

Czciciele radia i fizyki,

Uczone małpy, ścisłowiedy,

Co oglądacie świat przez lupę

I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item ów belfer szkoły żeńskiej,

Co dużo chciałby, a nie może,

Item profesor Cy… wileński

(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta

Megiero, co masz taki tupet,

Że szczujesz na mnie swe szczenięta;

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item Syjontki palestyńskie,

Haluce, co lejecie tkliwie

Starozakonne łzy kretyńskie,

Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,

I wszechsłowiańscy marzyciele,

Zebrani w malowniczą trupę

Z byle mistycznym kpem na czele,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



I ty fortuny skurwysynu,

Gówniarzu uperfumowany,

Co splendor oraz spleen Londynu

Nosisz na gębie zakazanej,

I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,

A srać chodziłeś pod chałupę,

Ty, wypasiony na Ikacu,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item ględziarze i bajdury,

Ciągnący z nieba grubą rętę,

O, łapiduchy z Jasnej Góry,

Z Góry Kalwarii parchy święte,

I ty, księżuniu, co kutasa

Zawiązanego masz na supeł,

Żeby ci czasem nie pohasał,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



I wy, o których zapomniałem,

Lub pominąłem was przez litość,

Albo dlatego, że się bałem,

Albo, że taka was obfitość,

I ty, cenzorze, co za wiersz ten

Zapewne skarzesz mnie na ciupę,

Iżem się stał świntuchów hersztem,

Całujcie mnie wszyscy w dupę!…


Wiersz ten powstał jako odpowiedź Juliana Tuwima na to jak potraktowali go bliscy ludzie, których uważał za swoich przyjaciół. No cóż, w chwili gdy poeta potrzebował wsparcia i pomocy - zostawili go i odwrócili się od niego - pokazując swoje prawdziwe - świńskie - oblicze. Tak to się poznaje przyjaciół w chwili biedy i potrzeby i tak to swoich pseudo przyjaciół poznał Julian Tuwim. I za to im w tym wierszu pięknie dziękuje.
 
 
NFZ - Niezła Farsa Zdrowotna

Przyszła baba do lekarza
(to się ciągle jeszcze zdarza)
I w radosnym jest amoku
(rejestracja sprzed pół roku)
Tu ją strzyka, tam ją boli
W strasznej baba jest niedoli.
Lekarz spojrzał na nią ostro
Proszę lewatywę, siostro!
Najpierw jednak trochę gadki
Płaci baba w ZUS-ie składki?
Na nic ustne zapewnienie
Ma przy sobie zaświadczenie?
Ma, lecz lekarz nie lebiega pyta:
czy w Skarbowym nie zalega?
Nie zalega, ale zamęt
A czy płaci abonament?
Płaci, no to głowa mała
A na kogo głosowała?
Czy posiada oszczędności?
Członkiem jest Solidarności?
Czy się z rządu linią zgadza?
I czy męża swego zdradza?
Słucha Tuska, czy Rydzyka?
Czy wypluwa, czy połyka?
Czy dorabia se na boku?
Czy ma konto na facebooku?
Czy ktoś w domu jest na rencie?
Czy ma długi w Providencie?
Gdzie wydaje swe pieniądze?
W Lidlu, Tesco czy Biedronce?
Czy bank przejmie po niej mienie?
Czy ma teczkę w IPN-ie?
Czy sejmowych bredni słucha?
Pies przy budzie bez łańcucha?
Doktor pisał coś na boku
Kazał babie za pół roku
Zgłosić się na konsultację
Dziś zaś wziął gratyfikację
Babę wysłał do apteki
Niech se kupi paraleki
Jakby co, to prosektoria
Tańsze są niż sanatoria.
Baba chociaż ledwie żywa
To ogólnie jest szczęśliwa,
Bo w tym bajzlu pełnym bzdetów
W nowy limit NFZ-tu
Weszła właśnie, więc z radości
Już a konto leków pości!
Morał jest wynikiem draństwa
Jeśli nie chcesz zostać "skórą"
Miast obciążać budżet państwa
Umrzyj przed emeryturą!




   LOKOMOTYWA
  
  Stoi przed państwem biskup polowy,

   Ciężki, ogromny, znany z twardej głowy

     Biskup trunkowy ...

    Stoi i sapie,

    dyszy i dmucha,

     Gorzała strasznie od niego bucha:

    Buch - "aqua vitae"!

    Uch - "aqua vitae"!

    Puff - "aqua vitae"!

    Uff - "aqua vitae"!

    Już ledwo sapie, już ledwo zipie, -

    a jeszcze wypić musi na stypie.

    Wszyscy do niego dziś przypijali

    Sam biedak nie wie, ile obalił.

    (I pełno ludzi, każdy w ukłonie,

    Całują szaty, całują dłonie,

    I generalskie liżą lampasy,

     Na takie gesty biskup jest łasy)

    Najpierw wychylił likier z bananów

    Piątkę lub szóstkę ruskich szampanów,

    I znowu flaszka, O! Jaka wielka!

    Potem 'popływał' znowu w bąbelkach

    Wjechała w beczce Polska Dębowa

     Leszek z zachwytu nie wyrzekł słowa

    "Flaszka" przegryzał między flaszkami

    Zjadł staropolski bigos z grzybkami

    Tych porcji chyba zżarł ze czterdzieści,

    Sam nie wiem, gdzie się w nim wszystko mieści.

    I choćby przyszło tysiąc kleryków

     I każdy przyniósłby po "sznapsiku"

    Na końcu świata by je schowali,

    On je wywącha, potem "obali".

     Nagle - bee! Nagle - łee!

    Wzdął się brzuch!

    Biskup w ruch!

     Najpierw tak smutno z goryczą i z żalem

    Rzekł nasz duchowny "Apage"! gorzale.

    Podniósł swe cielsko i ciągnie z mozołem,

    Raz obok stołu, to znowu pod stołem

    I biegu przyspiesza,

     i gna jak szalony

     (stał koniak na drodze, został wysuszony)

    A dokąd?

    A dokąd?

    Dokąd?

    Do WC!

    (w jelitach, w żołądku, w przełyku go rżnie)

    Po schodach, przez bufet, korytarz, przez hol

    (a w głowie "jawohl, ich liebe alkohol")

    Do taktu wciąż beka i charczy jak żul

    W żołądku burczenie i głośne bul,bul

    I gładko tak, lekko, tak toczy się w dal,

    Jak kleszka, gdy z tacą wyrusza po szmal

     Nie ciężki duchowny zziajany,zdyszany

    Lecz kleryk przez Paetza nagiego ścigany.

     A skądże to, jakże to, czemu tak gna?

    Staropolski bigosik "Flaszeczkę"tak pcha

     Kapusty i grzybków nie mieści już brzuch

    Te zaś "aqua vitae" wprawiła w ten ruch,

    To wódka z żołądka ten bigos do góry

     Przesyła przełykiem, który ma kształt rury

    I wyżej, wciąż wyżej, i biskup się toczy,

    A wóda te grzybki, kapustę wciąż tłoczy,

    I słychać już tylko - "Od złego mnie zbaw"

    To paw to,

    to paw to.

     to paw



Raz pewna dama.

Dam albo nie dam.
Co damie do tego.
Wciąż myśli figlują.
Dobrze że tylko one.

Raz pewien Pan.
Powiedział Damie.
Że może by no tam i tego.
A ona mu fe.

A potem najzwyczajniej w świecie.
Wpadła w ramiona poecie.
Dobrze że je wystawił.
A ile się przy tym ubawił.

Mówiła że nie, że dama.
Nie potrzebuje chama.
I po co to mówiła.
Bo głupią gęsią była.

Czy w ramionach to ma znaczenie.
Jakie kto ma ubarwienie.
Dlatego damą se była.
I jak dama się puściła.

Zdzislava Wojtal Szekina