Wracam do gwiazd
Miotam się i myśli kłębię, nie wiadomo po co,
żeby zrozumieć co tak woła mnie z oddali...
Nawet kiedy tak śnię, otoczony nocą,
duch buja się we mnie, jak na chwiejnej szali.
Wstaję i gwiazd pytam, tych co jaśniej migocą,
przywołuję morza, by z ich największej fali
odczytać: jak, dlaczego, czemuż to i po co?
Kto nas pcha ku temu, byśmy wciąż zwyciężali?
Widzę odpowiedź z najmniejszej szczeliny,
wtedy cieszy mnie, że nie błądzę jałowo.
Choć wszystko mało, z najmniejszej kruszyny
dobieram słowa: Co mi czynisz Jehowo?
Ten milczy wciąż. Bym nie popadł w ruiny
wracam do gwiazd i wierzę sobie na nowo.
Witold Tylkowski
Miotam się i myśli kłębię, nie wiadomo po co,
żeby zrozumieć co tak woła mnie z oddali...
Nawet kiedy tak śnię, otoczony nocą,
duch buja się we mnie, jak na chwiejnej szali.
Wstaję i gwiazd pytam, tych co jaśniej migocą,
przywołuję morza, by z ich największej fali
odczytać: jak, dlaczego, czemuż to i po co?
Kto nas pcha ku temu, byśmy wciąż zwyciężali?
Widzę odpowiedź z najmniejszej szczeliny,
wtedy cieszy mnie, że nie błądzę jałowo.
Choć wszystko mało, z najmniejszej kruszyny
dobieram słowa: Co mi czynisz Jehowo?
Ten milczy wciąż. Bym nie popadł w ruiny
wracam do gwiazd i wierzę sobie na nowo.
Witold Tylkowski
Gnając przed siebie
Wskoczę na konia i wraz z jego pędem,
wyjąc prawdziwie dziko z wiatrem jak pies,
przed siebie i tylko gnać stale będę,
abym się rozmył jak horyzontu kres.
Poniesie mnie buta i grzeszna pycha,
hen za horyzont ogromu oddali.
Kolejny horyzont już stąd odpycham,
znów wszystko dalekie i wszyscy mali.
Dogonię wszystkie zachody Słońca,
stanę się sumą swych wszystkich ludzkich lic.
A gdy mnie Księżyc z konia strąci,
spadnę bezwolny w milczące nic.
Na nocnym niebie wypalę ślad jasny,
mojej tęsknoty gorącym płomieniem.
Stając się gwiazdą i mając blask własny,
spadnę za Ziemię, spełniając marzenie.
Witold Tylkowski
Wskoczę na konia i wraz z jego pędem,
wyjąc prawdziwie dziko z wiatrem jak pies,
przed siebie i tylko gnać stale będę,
abym się rozmył jak horyzontu kres.
Poniesie mnie buta i grzeszna pycha,
hen za horyzont ogromu oddali.
Kolejny horyzont już stąd odpycham,
znów wszystko dalekie i wszyscy mali.
Dogonię wszystkie zachody Słońca,
stanę się sumą swych wszystkich ludzkich lic.
A gdy mnie Księżyc z konia strąci,
spadnę bezwolny w milczące nic.
Na nocnym niebie wypalę ślad jasny,
mojej tęsknoty gorącym płomieniem.
Stając się gwiazdą i mając blask własny,
spadnę za Ziemię, spełniając marzenie.
Witold Tylkowski
Po co pozować na taką, której nikt już nie zaszkodzi,
Gdy za chwilę się ona rozpłacze i będzie taka 'mala'.
Albo inne maleństwo ci urodzi, tak jak gdyby od niechcenia,
Starałem się zrozumieć kobiety, ale mi to nie za bardzo wyszło.
Teraz stoję tak, jak gdyby obok i przy nich przestaję myśleć,
Bo gdy tylko zaczynam robią się jakieś nieznośne dla mnie.
Zaraz są uwagi typu: przestań marzyć,
Lepiej byś coś pożytecznego zrobił ...
Ale zawsze są jakieś wspaniale wzniosłe chwile zapomnienia,
O codzienności życia trudów mieszane z wrzaskiem dzieci ...
Przez to życie niby jest ciekawsze, ale jest też i ten dobry czas,
Który to wszystko kontroluje raz go skracają lub przyspieszając.
Gdyby nie ta mieszanka to człowiek sam by zwariował,
A tak ma wspólny motyw tej rakiety powrotu do gwiazd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz