czwartek, 30 stycznia 2014

Tempus fugit



Podróżowanie jest brutalne. 
Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszelkiego co znane i komfortowe. 
Jesteś cały czas wybity z równowagi. 
Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym 
– powietrzem, snem, marzeniami, morzem i niebem –

Cesare Pavese, włoski poeta i tłumacz


Podążanie ścieżką Buddy to studiowanie siebie. 
Studiowanie siebie to zapominanie o sobie. 
Zapominanie o sobie oznacza oświecenie wszystkimi rzeczami. 
Oświecenie wszystkimi rzeczami oznacza zrzucenie koncepcji ciała-umysłu swojego i innych. 
Nie zostaje żaden atrybut oświecenia, oświecenie bez atrybutów trwa bez końca.

Dōgen


Credo

Czytam i słucham to co mówisz i piszesz
przez okna między wierszy,
przez niepowiedziane i przemilczane
w twoich słowach.
Taki jesteś ciekawszy i znośniejszy,
a nie jako ten, za którego chciałbyś,
by Cię uważano.
Widzę i czuje Cię,
gdy wzdychasz, nabierając powietrza,
by wyrzucić następną konstrukcje twego ego
i ciąg usprawiedliwień,
kim nie jesteś,
a kim właściwie jesteś,
że ja i cały świat Cię nie rozumiemy.
Słucham i czytam Cię uważnie,
KOCHANIE,
w twoich żarliwych zaprzeczeniach,
a jeszcze bardziej między nimi,
co mówiąc, nie chcesz mi powiedzieć,
kim nie jesteś tak właściwie,
a kim jesteś,
słyszę głos intymniejszy od brzmiącego,
obnażający Cię
do większego piękna twej istoty.
W potoku słów wpadam w krótkie
łączące je puste przestrzenie,
i słucham ich echa,
odbicia głosu twego serca,
którego słowa nie są w stanie
ani stłumić, ani zdeformować.
Nastawiam ucha
do piersi twego międzysłowia
i tej cieniutkiej nitce pozwalam wić
niczym nową szatę,
pieśń twej wewnętrzny prawdy,
wyzwalającej do obezwładnienia,
bo rozluźniającej muskuły Twojej twarzy,
że uśmiechasz się bez sztucznego ich napinania,
gdy tak ciągle jeszcze wierzę w Ciebie,
piękny,
cudowny,
wielki
człowieku.




Początek rzeczy.

Niebyt nie istniał wtedy,
ani byt nie istniał.
Nie było też przestrzeni
i nieba u góry.
Co rwało się ku życiu?
Gdzie?
W Czyjej opiece?
Gdzie wody morskie były,
otchłanie głębokie?

Śmierć nie istniała wówczas
ani nieśmiertelność.
Pomiędzy dniem
i nocą nie było rozłamu.

Przez własną moc to JEDNO
bez tchu oddychało,
I nic innego nigdzie,
prócz Niego nie było.
Ciemność była z początku
ciemnością okryta.

To wszystko było morską
otchłanią bezkształtną.
Pustkowiem źródło bytu
było otoczone.
Z niego JEDNO powstało
przez potęgę Żaru.
Z tego zaś Żądza najpierw
wykwitła ku górze.
I stała się najpierwszym
zarodnikiem ducha.

Związek bytu z niebytem
znaleźli mędrcy,
co w swym sercu szukali,
potężni rozumem.
Przeciągnęli ukośnie
swój sznurek mierniczy.

Co było tam u góry
i co było w dole?
Byli dawcy zarodków,
były sił skupienia.
Samorództwo u dołu,
u góry dążenie.

Ale kto wie to wszystko,
kto mógłby wyjaśnić.
Skąd wszystko to powstało,
skąd ta nowa twórczość?
Bogowie są stworzeni
wraz z stworzeniem świata.
A więc kto może wiedzieć,
skąd wszystko powstało?

I skąd cała ta różnorodność
powstała w twórczości?
Ten, kto ją stworzył może,
lub może nie stworzył.
Ten, kto jest władcą wielkim
w Najwyższych Niebiosach,
Ten wie zapewne wszystko,
a może też nie wie?

Rigweda 10.129










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz